"Rząd Tuska nie został powołany po to, by realizować polski interes państwowy, tylko po to, by gwarantować partykularne interesy poszczególnych części rządzącego Polską faktycznie dyrektoriatu tajnych służb i agentur" Drukuj
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 
czwartek, 20 stycznia 2011 13:53

W cęgach strategicznych partnerów

Felieton    Radio Maryja    20 stycznia 2011

Szanowni Państwo!

Wydarzenia ostatnich tygodni, to znaczy – ogłoszenie Raportu Końcowego przez MAK z rewelacjami na temat generała Błasika, wywołane tymi rewelacjami komentarze światowej prasy, początkowe milczenie polskich osobistości oficjalnych, potem – zdradzające nieznajomość konwencji chicagowskiej deklaracje premiera Tuska na konferencji prasowej, a wreszcie – jednoczesne ujawnienie przez ministra Jerzego Millera – ale i przez MAK – rozmów rosyjskich kontrolerów loty na smoleńskim lotnisku – wszystko to pokazało nie tylko polskiej, ale i światowej opinii, że z punktu widzenia Moskwy wszelkie pojednanie z Rosją może odbywać się tylko na warunkach rosyjskich – bez względu na to, jak by nie były dla partnera upokarzające. I premier Donald Tusk, na oczach całego świata, został przez rosyjskiego premiera Włodzimierza Putina przeczołgany, a może nawet – wytarzany w smole i w pierzu. Nie tylko dlatego, by pokazać światu, jakie stosunki mogą łączyć Rosję z państwami uznanymi przez nią za tak zwaną „bliską zagranicę”. Również – a może nawet przede wszystkim dlatego, by nauczyć moresu kandydatów na przyjaciół. Jak to zauważył w „Towarzyszu Szmaciaku” Janusz Szpotański – „by człowiek był człowieka bratem, trzeba go wpierw przećwiczyć batem”. I premier Donald Tusk został właśnie przećwiczony.

Jestem oczywiście pewien, że na tym się nie skończy, że Rosjanie, biegli w umiejętności rozgrywania na swoją korzyść wewnętrznych antagonizmów w Polsce, na pewno przygotowują już dla premiera Tuska jakąś konsolację, którą podarują mu na dwa miesiące przed tegorocznymi wyborami – ale właśnie dlatego to oni będą kontrolowali natężenie i przebieg wojny polsko-polskiej. Ma się rozumieć – nie bezpośrednio – chociaż oczywiście bezpośrednich interwencji też się nie wyrzekną – ale przede wszystkim – za pośrednictwem swojej agentury, która w Polsce jest obecna co najmniej od roku 1944 do dnia dzisiejszego. Nie tylko obecna – ale wywiera istotny wpływ na politykę naszego państwa.

To właśnie za jej sprawą – przy aprobacie działających w Polsce agentur innych państw – w roku 2007 doprowadzono do przejęcia zewnętrznych znamion władzy przez Platformę Obywatelską – z intencją poddania naszego kraju wpływom strategicznych partnerów. Poszlaką pośrednio wskazującą na taka intencję było zgodne westchnienie ulgi i nieukrywana radość prasy niemieckiej i rosyjskiej po utworzeniu rządu pod kierownictwem Donalda Tuska. I wydarzenia ostatnich tygodni, które zresztą tylko pointują cały miniony rok – pokazują, że nadzieje, jakie strategiczni partnerzy wiązali z rządem premiera Donalda Tuska, zostały w stu procentach spełnione.

Ta okoliczność przesądza zarówno o stabilności tego rządu, o poparciu, jakim – żeby tam nie wiem co – cieszy się on ze strony większości mediów, a także – o jego trwałości personalnej. Wszyscy pamiętamy zaskoczenie opinii publicznej po obsypaniu w Sejmie kwiatami ministra Cezarego Grabarczyka po upadku wniosku o votum nieufności wobec niego. Ta demonstracja – na przekór opinii publicznej i niezależnie od intencji pań, które ministrowi bukiety kwiatów wręczały – miała pokazać wszystkim, że zmiany na stanowiskach rządowych nie mają i nie mogą mieć nic wspólnego z kompetencjami ministrów – bo ministrowie rządu premiera Donalda Tuska, podobnie zresztą, jak cały rząd – nie zostali powołani po to, by realizować polski interes państwowy, tylko po to, by swoimi osobami gwarantowali partykularne interesy poszczególnych części rządzącego Polską faktycznie dyrektoriatu tajnych służb i agentur. Właśnie dlatego – nawet gdy nieświadomy chyba do końca wszystkich powiązań premier Donald Tusk zapowiadał dymisję jakiegoś ministra – okazywało się, że żadnej dymisji nie będzie, mimo, że zapowiedziane przez premiera przesłanki objawiały się w całej okazałości. Bo władza premiera aż tak daleko nie sięga. Ministrowie, będąc delegatami poszczególnych części okupującego Polskę dyrektoriatu tajniaków i agentów, mogą być odwołani jedynie w przypadku korekty porozumienia w ramach dyrektoriatu, albo za karę. Tak właśnie było z ministrem Zbigniewem Ćwiąkalskim i wicepremierem Schetyną, którzy w sposób ostentacyjny zaangażowali się w aresztowanie Petera Vogla na wiosnę 2008 roku.

Przypominam o tym nie tylko w związku z pojawiającymi się głosami o konieczności dymisji ministra obrony Bogdana Klicha, ale również w związku ze spekulacjami na temat alternatywy politycznej. Pan minister Klich najwyraźniej żadnej dymisji się nie obawia i ogromnie jestem ciekaw, czy dzisiejsza debata w Sejmie cokolwiek w tej sytuacji zmieni. Jeśli nie zmieni – będzie to kolejna poszlaka wskazująca, iż tak zwana scena polityczna jest tylko kosztowną dekoracją, która ma zasłaniać zaciskające się na Polsce cęgi strategicznych partnerów. Ze względów taktycznych, a być może i humanitarnych, oszczędzają nam oni tego widoku, bo przecież byłby on jeszcze bardziej przykry od Końcowego Raportu MAK-u.

 Stanisław Michalkiewicz